Jace.
Czuje że mam mokre ramię. Po chwili otwieram oczy, i okazuje się że to są łzy Clary. Odruchowo spoglądam na zegarek, sierodek nocy. Następnie spojrzenie przesuwam czule na ukochaną. Ocieram łzy z jej policzka. Moje spojrzenie wędruje na jej brzuch, który zrobił się znacznie większy, niż był jeszcze wieczorem.
- Clary. - Szepcze aby dziewczynę obudzić. Nic – Clary otwórz oczy. - Również nic. Zaczynam nią delikatnie ruszać.- Clary proszę otwórz oczy!
Dziewczyna tym razem budzi się i spogląda na mnie poirytowana.
- Co się stała? - Dopytuje się?
- Płakałaś przez sen. - Mój ton wydaje się być delikatny, ale tak naprawdę to się o nią martwię. - Nie wiedziałem co się dzieje, dlatego postanowiłem się dowiedzieć.
- Więc obudziłeś mnie. - Po jej głosie mogę rozpoznać, że jest zmęczona. - Naprawdę, czasami mam ochotę cię... - Nie daje jej dokończyć. Nakryłem jej usta swoimi. Chwilę później leżymy w obiciach.
- Clary kocham cię, i martwię się o ciebie. Więc co się dzieje? Dlaczego płakałaś? Miałaś zły sen? - Próbuje się dowiedzieć.
Nie opowiada, tylko bierze moją prawą dłoń i prowadzi ją tak by dotknęła brzucha. Czuję jak mój syn się wierci i mocno kopie. Uśmiecham się czując go. Spoglądam na Clary pytająco.
- Kopie. - Odpowiada.
- Czuję. Ale nie rozumiem, dlaczego płakałaś? - Przewróciła oczami.
- Wiesz jag byś dostał w kręgosłup i żebra, od sierodka to pewnie by bolało. - Uśmiechnąłem się, pokazując białe zęby. - Wiem jedno, ten maluch będzie podobny do ciebie. - Mój uśmiech się poszerzył.
- Po czym to rozpoznałaś? - Chcę wiedzieć. Chodziarz to jest jasne że będzie podobny do mnie. No bo kto by nie chciał. Wiele osób biło się o tą posadę, a tylko ja ją dostałem.
- Morze po tym że obaj potraficie dać mi w kość. - Wtula się we mnie, kładzie głowę na moim torsie i automatycznie zasypia.
Czy ja naprawdę daje jej tak często w kość? Nie przypominam sobie żadnego razu. Ale skoro tak twierdzi. Muszę wymyślić jak to jej wynagrodzić.
***
Ze świtem słońca wstaję, biorę szybki prysznic, ubieram się, całuję żonę w czoło.
- Bądź tylko grzeczny. Potrzebuję dużo czasu. Dlatego masz nie budzić mamusi. - Mówię do dziecka, a raczej brzucha po czym go delikatnie całuję tak aby nie obudzić Clary.
Z chodzę szybko do kuchni i biorę się za robienie śniadania. Wyciskam świeże pomarańcze na sok i robię sałatkę owocową z jogurtem. Oby jej smakowało. Nakładam wszystko na tace i wracam do sypialni z posiłkiem. Kładę tace ostrożnie na szafeczce nocnej i postanawiam położyć się obok Clary.
Mija dziesięć minut, półgodziny, godzina. Dziewczyna przekręca się w moją stronę i leniwie otwiera oczy. Jej zielone oczy przypominające szafiry, napotkały moje. Mógłbym wpatrywać się w nią godzinami. Magle przypomniałem sobie o posiłku który przygotowałem.
- Dzień dobry. Dobrze spałaś? - Całuję ją ponownie w czoło.
- W sumie to tak. - Uśmiechamy się do siebie.
Odwracam się...
***
Clary
Odwraca się i podaje mi tacę. Siadam i kładzie mi ją na kolana. Widzę sok pomarańczowy i sałatkę z owoców i jogurtem. Spoglądam na chłopaka pytająco i z lekkim zdziwieniem.
- Co przeskrobałeś? A morze raczej co się stało?
Jace wydaje się być lekko zdziwiony.
- A co ma się stać. Już nie można zrobić i przynieść śniadania do łóżka, własnej żonie? - Mówi udając urażonego.
- Ostatnim, razem jak to zrobiłeś okazało się że...
- Wiem, wiem, ale tym razem przyrzekam na Anioła że byłem grzeczny. - Uniósł dwa palce jak harcerz, podczas składania przysięgi. Spoglądam na niego powoli, i mu uwierzyłam. - A teraz spróbuj.
- Okeeej.
Zaczynam od sałatki. Pyszna. Następnie sok. Równi dobry.
- I jak?
- Niech pomyślę. - Udaje że się nad czymś zastanawiam.- Przepyszne dziękuję.
Blondyn ściąga tace z moich kolan i kładzie na szafce nocnej. Po chwili odwraca się do mnie. Wyciągam się do niego i namiętnie całuje.
- Naprawdę dziękuje. - Wyszeptałam.
- Jeżeli za każdym razem będzie taka nagroda, to będę robił tak częściej.
Po czym wstał i wyszedł z pokoju zabierając naczynia. Jeszcze przez kilka minut leżałam trzymając ręce na brzuchu. Również wstałam, wyciągłam z garderoby luźną bluzkę i ciemne rurki. Udałam się do łazienki, wzięłam szybki prysznic, umyłam zęby, zrobiłam porządek z włosami oraz lekki makijaż.
Założyłam balerinki i zeszłam na dół. W kuchni nie codzienny widok, Jace sprząta! I to na moich oczach. Po prostu szok. Oparłam się o framugę drzwi. Po kilku minutach blondyn mnie zauważył.
- Wiem że chcesz pomóc.
- Raczej podziękuje.- Zaczęłam się uśmiechać pod nosem czując delikatne poruszanie się... Imię! Trzeba będzie wymyślić imię dla dziecka. - Ale wiesz, tobie to wychodzi znakomicie.
- Wiem i w sumie skończyłem.- Podszedł do mnie i chwycił moją dłoń. - Pójdziesz ze mną na spacer?
- Z przyjemnością.
Ubraliśmy się w kurtki i ruszyliśmy. W około powoli wszystko rozkwitało, choć na dworze nadal było z lekka chłodnawo. Szliśmy ścieżkami, jedna przywołała wspomnienia. Natomiast śmierć Hodgea zabitego przez mojego brata...
- Coś się stało? - Głos Jace wyrwał mnie z zamyśleń.
- Nie, skądże. - Uśmiecham się.
- Jak chcesz to nie mów. - Jego głos wydaje się być urażony. Westchnęłam.
- Przepraszam, po prostu naszły mnie wspomnienia...
- Związane z Hodgea?- Przerwał mi. Jag by czytał w moich myślach.
- Skąd wiesz?
- Po prostu znam cię bardzo dobrze. I poznaję każdego dnia na nowo. Twoją czułość, delikatność i to jak szybko potrafisz się przenieść do własnego świata. Każdego dnia poznaje cię na nowo a zarazem coraz lepiej. Tak samo co dziennie zakochuje się w tobie na nowo, a zarazem znacznie bardziej. Każda cząsteczka mnie kocha cię jak nic innego na tym świecie. Czasami mam wrażenie że dzięki tobie żyje i tylko ty trzymasz mnie na tym świecie. Za co ci dziękuję.
***
Nagle w mgnieniu oka znaleźliśmy się przy jeziorze Lyn. Stanęliśmy nieopodal wody na piasku. A właściwie to usiedliśmy na ławce niedaleko miejsca w którym Valentine zabił Jace, a Ithariel na moją prośbę go wskrzesił. To był najgorszy a zarazem najpiękniejszy dzień w moim życiu. Usiadłam na kolanach blondyna a ten swoje ręce oplótł w moim pasie.
- Jace?
- Hm
- Jakie imię byś wybrał, dla dziecka?
Chłopak przez chwilę się zastanawiał.
- A jakie ty byś wybrała? - Odpowiada pytaniem na pytanie.
- Pierwsza spytałam.
- No dobra. Może Gideon lub Will.
- Też myślałam nad imieniem William no i Tobias.
- Czyli mamy zwycięzce Will. Podoba mi się. - Czułam jak się uśmiecha.
- Mi też. - Uśmiech zagościł również na mojej twarzy.
Wstałam i podeszłam bliżej wody. Czułam na sobie spojrzenie męża. Najpierw uniosłam głowę i spojrzałam w niebo, a po chwili przeniosłam wzrok na lustro*. Przed moimi oczami ukazał się ponownie obraz wspomnienia z tamtego dnia.
Nagle poczułam jak Jace obejmuje mnie od tyłu, w pasie. Zadrżałam.
- Zimno ci? - Pokręciłam głową, którą oparłam o jego ramię. - Wracamy? - Po chwili spytał.
- Jak chcesz.
- Czyli wracamy. Dzisiaj jest zebranie Clave, na którym mam się zjawić. - Obróciłam się w jego objęciach, przodem do blondyna. Spojrzałam na niego pytająco.- Nic ci nie mówiłem?
- Nie. Nic a nic.
- Więc jest dziś zebranie Clave, na którym mam się zjawić. Nie wiadomo gdzie jest Iga, Rada próbuje się dowiedzieć. Od czasu do czasu są widoczne jej ślady życia. Podejrzewają że Przebywa w innym wymiarze jak kiedyś...
- Sebastian.- Szepcze przerywając mu. - Mówiła coś o dokończeniu tego co zaczął mój brat.
- Pamiętam. Chcą opracować strategię. - I wszystko jasne.
- A do tego nie ma nikogo lepszego, od ich najlepszego Łowcy. Którym okazujesz się być ty.
- Zdziwiona. - Uśmiecham się lekko. - No wiesz co. Myślałem że masz więcej wiary we mnie. - Puścił mnie i się obrócił, udając obrażonego. Przewróciłam oczami.
- Zawsze wiedziałam że jesteś najlepszy. - Odwrócił się z uśmieszkiem na twarzy.
- Wiedziałem, że wiesz! - Już nie mogłam się powstrzymać i zaczełam się śmiać. Nie wiem czy to przez tą sytuacje, czy temu winne są hormony. Po prostu wybuchłam śmiechem.
Jeszcze spacerowaliśmy przez jakiś czas. Ja wróciłam do domu, a Jace udał się do wielkiej Sali Anioła*.
***
Jace
Weszłem do sali. Okazało się że posiedzenie, już się rozpoczęło. Zająłem miejsce obok Roberta. Dowiedziałem się że Iga widoczna była na mapie, dwa razy w ciągu tej doby. Trwało to kilka sekund lub minut, ale za każdym razem w innym miejscu. Zostawiała po sobie specjalny znak który wymyśliła. Przynajmniej tak podejrzewam. Abyśmy wiedzieli iż wróciła i że będzie z nami walczyć. Zaczęliśmy rozmowę nad strategią bitewną. Nareszcie!!! Przynajmniej na tyle, na ile pozwalała nam sytuacja. Mnóstwo map, całe setki. Nagle wpadłem na pomysł aby połączyć jakoś te miejsca ze sobą. Mój pomysł okazał się być sukcesem. Linie ukazały ten sam znak, jaki pozostawiała w miejscach swoich ataków. Jednak to nam nic nie powiedziało. W żaden sposób nie mówiły o jej następnym kroku.
Siedzieliśmy tam kilka bitych godzin rozmyślając nad tym jak powinniśmy postąpić. W końcu wróciłem do domu około pierwszej. Wszystkie światła pogaszone. Wchodząc do sierodka można by pomyśleć, że nie ma tu ani żywej duszy. Weszłem do sypialni. Oczywiście Clary już smacznie spała. Szybko w ziołem prysznic i położyłem się spać. Po chwili odpłynąłem.
1. Lustro – Jezioro Lyn - W mieście szkła jezioro okazało się być trzecim darem, zwanym lustrem.
2. Wielka Sala Anioła - siedziba Clave.
Mam nadzieje że się spodoba. Od razu przepraszam że nie dodałam go w czwartek lub w piątek, po prostu nie mogłam. Następny rozdział być morze będzie jutro, ale nic nie obiecuję.
Ps. Sprawdzajcie.
Zachęcam jak zawsze do komentowania.
Ale aniołem który wskrzesił Jace'a był Raziel a nie Ithariel. On się zabił.
OdpowiedzUsuń