Moje opowiadania są kontynuacją przygód bohaterów książek z cyklu ,,Dary anioła”. Opowiadanie zaczyna się jakiś rok po ostatecznej śmierci brata Clare, Sebastiana. Będą nowi bohaterowie jak i wrogowie. Czy może Valentine miał ucznia o którym nikt nie wiedział? Czy tajemnicze zabójstwa Nefelim się wyjaśnią? Czy miłość wystarczy do przeżyci?

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 14 „Już czas”



                   Kilka dni później.



Clary



Dziś mam wrażenie, jakbyśmy robiły sobie, coś w rodzaju babskiego dnia. Chłopacy wraz z Robertem poszli na zebranie Clave. Ostatnio tam całe dnie spędzali. Wszystko w związku z wytropieniem Anabef. Ja, Mirabel, Isabell, Jocklin i Marysie dzisiaj dzień spędzamy oczywiście w posiadłości Herandalów. Jag by to inaczej. Odkąd zaszłam w ciąże, Jace poprosił, abym jedynie z nim wychodziła, bo chce mnie mieć na oku. Czasami za bardzo się martwi.

Marysie i mama postanowiły wspólnie zrobić obiad. Isabell poszła do jednego z gościnnych pokoi, pewnie się zdrzemnąć. Mirabel poszła do swojego pokoju, prosiła, aby jej nie przeszkadzać. Ja natomiast udałam się do biblioteki i postanowiłam trochę poczytać. Wyjęłam jedną z książek ułożonych na półce i wygodnie usiadłam w fotelu.

Po godzinie, dwóch czytania odłożyłam książkę na miejsce, wcześniej zaznaczając stronę, na której zakończyłam.

- Obiad!! - Słyszę wołanie mamy. Co za wyczucie czasu.

Szybko zeszłam do jadalni. Przy stole już siedziały wszyscy. Zajęłam miejsce naprzeciwko przyjaciółki a obok córki. Kobiety przygotowały na posiłek kluski śląskie z sosem pieczeniowym i kurczakiem.

Zaczęłyśmy nakładać potrawy na talerz i jeść.

- Isabell kochanie jak udała się drzemka?

- Co?

- Czy udała się drzemka? - Dziewczyna zrobiła pytające spojrzenie.

- A... Nie mogłam zasnąć, więc cały czas leżałam lub spacerowałam po ogrodzie.

- Rozumiem. - Marysie wydaje się lekko przygnębiona.

- Marysie wyglądasz na przygnębioną. - W końcu zabieram głos.

- Po prostu ta cała spraw z Anabef...

- Racja.- Przerywam jej- Mirabel kochanie co takiego dzisiaj robisz?- Dziewczynka spojrzała na mnie i uśmiechnęła się jak Aniołek.

Przez jakiś czas jadłyśmy w niezręcznej ciszy. Którą przerwała moja mama.

- Wybraliście już imię dla dziecka? - Zaciekawiła się rudowłosa.

- Tak. Oboje przystaliśmy na imieniu Will.

- Jak uroczo. - Jęknęła Izz. Normalnie jak nie ona.

Skończyłam jeść, odniosłam talerz i poszłam do sypialni chwile odpocząć. Zamknęłam drzwi i się zatrzymałam. Poczułam coś dziwnego. Wody mi odeszły. Jak dobrze, że włożyłam sukienkę.

Zaczęłam krzyczeć, prosząc o pomoc. No bo w pojedynkę będzie trochę ciężko. Osunęłam się na podłogę i zaczełam głęboko oddychać. Nagle do pokoju wpadła mama a za nią Isabell i Marysie no i oczywiście Mirabel.

- O bożę. - Jęknęła Izz.

- Clary spróbuj wstać. Spróbujemy ci pomóc. Isabell przynieś wódę i ręczniki. Mirabel słoneczko poczekaj w salonie. - Pokiwałam głową podobnie do przyjaciółki i brunetki. Spełniłyśmy jej prośbę. Pomogły mi położyć się na łóżko.

- Zawiadom Jace i resztę. Pamiętajcie o zawiadomieniu Cichych Braci i Żelazne Siostry. - Poleciła Marysie córce.

Dziewczyna wyszła z pokoju. A mamy ruszyły do akcji pod tytułem: Pomoc dla Clary!

                                                                                           
***


Isabell



Zawiadomić Jace. Po prostu ekstra.

Wybiegłam z domu i zaczęłam kierować się do Wielkiej Sali Anioła. Wparowałam do sierodka. Kilka osób próbowało mnie zatrzymać, ale się wyszarpałam.

Wszyscy spojrzeli się na mnie. Odnalazłam wzrokiem braci.

- Jace.- Zaczęłam dyszeć. Chłopak podbiegł do mnie- Clary...Clary

- Co z nią?! - Zaczął się denerwować.

- Clary...

- No wykrztuś!

- Rodzi, tępaku!! - Blondyn zrobił wielkie oczy.

- Naprawdę?! - Wykrzyczał uradowany.

- No raczej tak z nudów bym tu nie biegła, żeby wcisnąć ci kit!- Chłopak wybiegł z Sali.

                                                                                   

***


Jace


Od kilku minut stoję za drzwiami sypialni, chodzę w kółko zdenerwowany, ale w pozytywnym sensie i słyszę krzyk Clary. Na myśl, że cierpi...

- Możesz przestać tak łazić. Dziurę zaraz zrobisz w podłodze i przy okazji mnie denerwujesz.!!! - Nawrzeszczała na mnie siostra.

Usiadłem, spełniając tym jej prośbę i oparłem się o ścianę. Po chwili kilka krzyków i nareszcie płacz dziecka.

O mój boże mam syna!!! No to mamy parkę.

Po kilku minutach Marysie wraz z Jocklin wyszły z pokoju. Niosły ręczniki, wydaje ni się, że zakrwawione. Szatynka spojrzała na mnie z uśmiechem, w którym da się odnaleźć dumę.

- Jece możesz wejść. Tylko pamiętaj, że Clary jest wyczerpana i ledwo żyje. - Marysie ostatni raz się uśmiechnęła i dołączyła do przyjaciółki.

Weszłem do pokoju i zobaczyłem moją Clary trzymającą Willa na rękach. Dziewczyna pokazała mi gestem, abym był cicho. Podeszłem bliżej. Usiadłem na łózko obok żony, którą wcześniej pocałowałem w czoło.

- Jest taki śliczny.- Mówię szeptem, dotykając ostrożnie syna. Głaszczę i całuje jego główkę, a następnie palcem dotykam jego rączki, którą zacisną. - Dobrze się spisałaś kochanie. - Ponownie całuję żonę.

- Miałam rację, mówiąc, że będzie podobny do ciebie.

Nagle rozległo się ciche pukanie do drzwi, przez które przeszła Mirabel.

- Chcesz zobaczyć brata? - Pyta się Clary dziewczynki. Brunetka kiwa głową i na paluszkach podchodzi do nas, siada po drugiej stronie Clary.

- Jest taki uroczy. - Szepcze z uśmiechem na twarzy, który po chwili opadł.

- Aniołku co się stało? - Pytam się a rudowłosa, podaje mi dziecko. Maluch otworzył swoje maleńkie oczka, które wlepił we mnie. Okazały się koloru szmaragdowego, dokładnie takie same, jakie ma Clary.

- Chodzi o to, że zawsze chciałam mieć młodsze rodzeństwo, ale również bałam się, że rodzice przestaną mnie kochać.

- Nie mów tak. - Zaczyna młoda matka. - To, że urodził się Will, nie zmienia faktu, że bardzo cię kochamy. 

- Dziewczynka spojrzała na Clary następnie na mnie. Kiwnąłem głową na potwierdzenie słów Łowczyni. Mirabel od razu rozchmurzyła się i przywarła do Clary.

Córka podeszła do mnie i zaczęła się bawić z bratem, którego swoją drogą wciąż trzymam na rękach. Po kilku minutach odwracam się i widzę jak Clary śpi.

                                                                                  

 ***


Maluch został nakarmiony i położony do łóżeczka w swoim pokoiku. A ja wraz z brunetką zeszliśmy na dół do reszty. Dziewczynka po kilku minutach zniknęła za drzwiami do sali treningowej. Kilka godzin później reszta rodziny przywitała maluszka i wrócili do swoich domów.

Zeszłem do sali treningowej i zobaczyłem Mirabel rzucającą sztyletami do tarczy. Szło jej bardzo dobrze. Prawie wszystkie zostały wbite w cel, jeden czy dwa prawie i jedno ostrze wbiło się w ścianę. Biorąc pod uwagę jej młody wiek i przerwę w treningach, to nie było bardzo debrę tylko fenomenalne. Nagle odwróciła się do mnie.

- Nie chciałem ci przerywać. Ćwicz dalej, idzie ci bardzo dobrze. - Spojrzała na mnie jak na idiotę.

- Nie prawda. - Usidła zrezygnowana na podłodze. Podeszłem do niej i zrobiłem to samo.

- Czemu tak uważasz? - Wzruszyła ramionami.- No?

- No bo nie mogę w trafić w tarczę, a jeżeli trafiam to w ogóle nie tam gdzie potrzeba.

Rozumiem ją. Ciężkie są początki.

- Wierz co? Mojemu prabati Alecowi szło o wiele gorzej. W ogóle nie trafiał do celu.

- Naprawdę... A tobie?

- Mną się nie sugeruj.

- Dlaczego?

- No bo jestem inny...

- To znaczy? - przerwała mi.

- Widzisz w moich żyłach, jak i Clary płynie o wiele więcej Anielskiej krwi. Ja dzięki niej, mam większy talent wojowniczy a Clary tworzy nowe runy i podobnie do swojej mamy potrafi narysowane rzeczy wyciągnąć z kartki.

- Jocklin ma też w sobie więcej anielskiej krwi?

- Nie zupełnie. Valentine podawał jej krew dla jej zdrowia, ale nie wiedział o ciąży. W sumie w tamtej chwili ona również nie miała pojęcia.

- Słyszałam tę historię. Tylko nikt nie chciał mi powiedzieć, o kim ona jest.

- Nie słyszałaś na przykład, jak byłaś na dworze? - Z dziwiło mnie to. Pokręciła głową.

Po dokończeniu rozmowy trenowaliśmy przez jakiś czas. Można powiedzieć, że zacząłem ją szkolić. Poszliśmy na górę i coś zjedliśmy. Mirabel ruszyła do swojego pokoju, a ja postanowiłem spędzić trochę czasu z synem.

                                                                                    
***


Wieczorem dostałem ognistą wiadomość.

Jutrzejszego dnia, gdy słońce będzie w zenicie, przyjdziemy po malca. Rytuał będzie trwał do momentu, gdy gwiazda nie będzie widoczna, na niebie Idris a zajdzie za Alicante. Chłopiec zostanie również przez nas dostarczony z powrotem rodzicom.

                                                                                Cisi Bracia                                                                                                                                                    wraz  z                                                                                                                                               Żelaznymi Siostrami

Czyli jutro zostanie odprawiony rytuał ochronny.



Wybaczcie że rozdział tak późno ale cóż, jutro spr. z Fizyki. Postaram się coś nowego dodać jak najszybciej się da. Jak zawsze zachęcam do komentowania.  ;-)

                                           jace-i-clary-

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj o komentarzu Nephelim.