Clary
Od zniknięcia Igi minęło kilka miesięcy. Isabell przez ten czas zorganizowała ślub mój z Jace. W sumie chciałam sama to zrobić, ale moja droga przyjaciółka bywa tak denerwująca, że musiałam jej na to pozwolić. Nie żałuję. Przyjęcie odbędzie się w ogrodzie.
Dziewczyna pomaga mi się przygotować do ceremonii. Uczesała mnie w hiszpański kok, zrobiła delikatny makijaż i pomogła założyć bladoróżową suknię.
Isabell została moją druhną, a drużbą mojego narzeczonego jest Alec.
Szatynka ubrana jest w bladoróżową sukienkę przed kolano.
Rozległo się pukanie do drzwi. Weszła przez nie moja mama. Jej brzuch już sporo urósł. Wybrała sukienkę luźnie okalającą jej ciało. Włosy ma rozpuszczone, co dodaje je nieco świeżości.
- Gotowa? - Spytała stojąc kilka kroków przedemną. - Skarbie wyglądasz prześlicznie. Przytuliłam Jocklin na przywitanie.
- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się.
Isabell poprawiła mi sukienkę i welon. Zaraz po tym wszystkie wyszłyśmy. Ciężarna udała się an swoje siedzące miejsce w ogrodzie. Ja wraz z przyjaciółką skierowałyśmy się do wyjście z którego ruszymy do ołtarzu. Luce czekał już na mnie. Ubrany był w czarny smoking i białą koszule (Klasyka).
- Clary wyglądasz fantastycznie. - Skomplementował.
- Dzięki. Ty też niczego sobie. - Uśmiechnęliśmy się.
Muzyka zaczęła grać. Izz podała mi mój bukiet kwiatów i chwyciła swój. Zaczęła iści w kierunku ołtarza. Po chwili nadeszła moja kolej. Wzięłam ojczyma pod ramię.
- Nie pozwól mi upaść. - Szepnęłam.
- Nigdy.
Ruszyliśmy. Wszędzie było pełno kwiatów różowych, złotych, żółtych a gdzieniegdzie ciemnych. Rośliny zwisały z gałęzi drzew, przyczepione był do krzeseł i stały co kilka metrów po obu stronach dywanu, który został posypany płatkami róż, co ślicznie kontrastowało z jego srebrnym kolorem. Goście odwrócili się w moją stronę.
Kiedy zobaczyłam Jace uśmiechniętego od uch do uch i podobnie ubranego do Luce'a. Od razu większy uśmiech zagościł na mojej twarzy.
Wzrok blondyna uważnie obserwował każdy mój ruch. Kiedy doszliśmy, na miejsce wilkołak pocałował mnie w policzek i podał moją dłoń Jace'owi. Tym ruchem oddając mu mnie. Chłopak chwycił moją dłoń delikatnie.
Podałam mój bukiet druhnie, na którą bez przerwy gapi się mój drogi przyjaciel Simon. Nagle wyłonił się Cichy Brat, który poprowadzi ceremonię.
- Zebraliśmy się tu, aby połączyć Jace Herandale i Clarissę Adel Fray świętymi runami małżeńskimi. Jeżeli jest ktoś, temu przeciwny niech przemówi teraz lub zamilknie na wieki. - Nikt się nie odezwał. - Czy ty Jace Herandale bierzesz sobie za żonę Clarissę Adel Fray i ślubujesz jej wierność, miłość i uczciwość małżeńską w zdrowiu i w chorobie aż do śmierci?
- Tak
- Czy ty Clarisso Adel Fray bierzesz sobie za męża Jace Harendale i ślubujesz mu wierność, miłość i uczciwość małżeńską w zdrowiu i w chorobie aż do śmierci?
- Tak
- Zgodnie z treścią Pieśni nad pieśniami ,, Połóż mnie jak pieczęć na swoim sercu, jak obrączkę na swoim ramieniu. Albowiem miłość jest mocna jak śmierć.” - Zacytował i podał nam po jednej złotej steli. - Narysujcie teraz sobie nawzajem święte runy w imię Raziela.
Jace zbliżył się do mnie i przyłożył swoją stele w miejsce mojego sercem, które zaczęło bić jak opętane.
- Clarisso przyjmij tę runę jako znak mojej miłości i wierności w imię Raziela. - Zaczął rysować znak.
Nadeszła moja kolej. Zaczęłam rozpinać koszule chłopaka i gdy skończyłam, przyłożyłam stele w miejscu jego serca.
- Jace przyjmij tę runę jako znak mojej miłości i wierności w imię Raziela. - Zaczynam rysować znak.
Powtórzyliśmy słowa i czynności podczas tworzenia run na ramieniu tylko z taką różnicą, że gdy to ja rysowałam znak, to musiałam zdjąć z niego marynarkę i koszulę.
- Ogłaszam was mężem i żoną w imię Raziela.
Blondyn przyciągną mnie do siebie i delikatnie pocałował.
***
Po przywitaniu wszystkich gości, udaliśmy się do drugiej części ogrodu gdzie ma miejsce przyjęcie. Pan młody zdążył już ubrać koszulę i marynarkę, którą z niego zdiełam na oczach wszystkich.
- Mogę prosić do tańca?- Mój mąż spytał, kłaniając się lekko.
- Naturalnie. - Podałam mu dłoń i ruszyliśmy na parkiet.
Zaczęliśmy tańczyć pierwszy taniec, który nam lepiej wyszedł, niż myślałam. Wszystkich wzrok był skierowany na nas. Następnie było jeszcze kilka utworów, do których wszyscy tańczyliśmy, a potem usiedliśmy na swoje miejsca przy stołach.
Jace wstał i lekko łyżeczką uderzył o lampkę. Rozległ się delikatny dźwięk. Wszyscy spojrzeli na niego.
- Chciałbym wznieść toast za moją przepiękną i cudowna żonę. Również chcę jej podziękować, za to, że dzięki niej stałem się lepszym człowiekiem i zrozumiałem, co to jest prawdziwa miłość. No i chciałabym podziękować jej za to, że zgodziła się spędzić resztę życia z moim osobliwym charakterem. Kocham cię Clary.
Łza spłynęła po moim policzku. Usiadł i pocałował mnie. Goście zaczęli śmiać się i bić brawo.
- Ja ciebie też kocham.- Uśmiechną się.
- Trudno mnie nie kochać, przecież jestem wspaniały. - Przewróciłam oczami.
Następnie ja wygłosiłam mowę a po mnie Isabell, Alec, Simon, Marysie, Jocklin i Luce. Przez resztę wieczoru wszyscy tańczyliśmy, śmialiśmy się i w większości piliśmy. Innymi słowy, dobrze się bawiliśmy.
***
Jace przeniósł mnie przez próg sypialni.
- Zmęczona?- Spytał z ognikami w oczach.
Przez chwilę patrzyłam mu prosto w oczy. Przycisnęłam go do siebie i namiętnie pocałowałam. Wyczułam jego zadowolenie. Zrzuciłam z niego marynarkę i zaczęłam rozpinać koszulę, on natomiast odnalazł suwak na moich plecach i pociągną go w dół. Sukienka automatycznie opadła. W końcu zdjęłam z niego koszulę. Jace podniósł mnie, a ja zaplotłam nogi dookoła jego bioder. Ruszył w stronę łóżka, na którym ostrożnie mnie położył. Pociągnęłam go za sobą. Pocałunki stawały się coraz zachłanniejsze...
***
Jace
Nie mogę w to uwierzyć, ona jest moja. Marzenia się jednak spełniają.
Spojrzałem na Clary leżącą na moim torsie, delikatnie ją obiołem. Dziewczyna automatycznie wtuliła się we mnie jeszcze bardziej. Sprawiło mi to przyjemność. Zacząłem sobie wyobrażać nasze dzieci. Dziwne, bo wcześniej nigdy tego nie robiłem, ale cóż zawsze marzyłem o pełnej i kochającej się rodzinie. O mnie, mojej żonie i o naszych dzieciach, które swoją drogą będą wszystkich powalać na kolan swoją urodą. Wystarczy przecież spojrzeć na mnie, jestem boski, a Clery delikatna i urocza, a do tego przepiękna. Mamy gotową mieszankę wybuchową.
No i proszę o to, i mamy rozdział dziewiąty i dziesiąty rozdział opowiadań (licząc prolog)!!! Udało się obejść bez imienia dla Cichego Brata. 8-) Dedykuje ten rozdział wszystkim czytelnikom. A to coś na poprawienie humoru.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj o komentarzu Nephelim.