Moje opowiadania są kontynuacją przygód bohaterów książek z cyklu ,,Dary anioła”. Opowiadanie zaczyna się jakiś rok po ostatecznej śmierci brata Clare, Sebastiana. Będą nowi bohaterowie jak i wrogowie. Czy może Valentine miał ucznia o którym nikt nie wiedział? Czy tajemnicze zabójstwa Nefelim się wyjaśnią? Czy miłość wystarczy do przeżyci?

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 8 ,,Jeszcze wrócę”



Clary


-Jace nie wiem co się...

Widzę ciemność, z której wyłania się postać. Już ją gdzieś widziałam, to anioł.

~ Nie obawiaj się mnie córko Valentina.

Podeszłam krok bliżej. Nie wiem, co się dzieje. Przed moimi oczami pojawia się ,,Wspaniały”. Miecz, którym kiedyś przeszyłam Jace.

~ Tym mieczem przeszyjcie uczennice, a osłabicie ją.

Idę w kierunku broni i dotykam jej.

~,,Wspaniałego” zsyłają wam Anioły. Może użyć go ten, który został przez niego obdarowany. A nosi imię...

-Jace. Jace Herandale.

~ Przyrzeknij na Anioła, że mu go przekażesz.

-Przyrzekam na Anioła. - Złożyłam największą przysięgę.

~ A więc weź go.

Chwyciłam za rękojeść miecza. Wszystko dookoła się rozmazało.

                                                                    
***


Wszyscy wpatrywali się we mnie oraz moją dłoń trzymającą ostrze.

Zaczęłam wstawać, ale moja kochana mama pchnęła mnie z powrotem do pozycji leżącej.

- Mamo nic mi nie jest. Mogę usiąść.

Tym razem się udało. Położyłam miecz na jednym ze stolików.

- Co się stało? - Zmartwił się blondyn.

- Ithariel. - Wydukałam.

- Chłopak już wiedział, o co chodzi. Chwycił czule moją dłoń.

- Co ci powiedział?

- Powiedział, abyśmy, Wspaniały przeszyli Ana... Igę, -Szybko poprawiła.- że zsyłają go nam Anioły, i tylko ty Jace możesz go użyć, aby ją przeszyć i osłabić.

Wszyscy zaczęliśmy się zastanawiać ją, by tu ją osłabić, a potem zabić.

-Już wiem! - Zerwała się Izz. - Skoro ona jest zakochana w Jace, to wykorzystajmy to. - Chłopak uniósł brwi. - No wiesz, zaczniesz ją podrywać. Mówić jak to ją lubisz, jak bardzo ci się podoba zaczniesz słodzić, ile wlezie. Gwarantuje, że na to pójdzie.

- To nie taki zły pomysł.

Ukochany wytrzeszczył oczy, spoglądając na mnie. Pewnie nie spodziewał się takiej reakcji.

- No co?

- Czyli nie będziesz zła, jeżeli z nią zrobię coś takiego. - Obrócił mnie w pasie i namiętnie pocałował.

- Nie, jeżeli na to nie będę musiała patrzeć.

Wzruszył ramionami i zrobił minę knującego geniusza.

- Masz pozwolenie tylko na ten jeden raz.

Westchną teatralnie. Przewróciłam oczami.

- Proponuje zacząć jutro. - Zaproponowała Marysie. - Przyjdźcie jutro, nie lepiej dzisiaj na kolacje i od razu ten plan wcielimy w życie.

-Genialne. Brachu, będziesz mógł w końcu po podrywać. - Odcieknął się Alec.

Spiorunowałam go wzrokiem.

- Ok. Czyli dziś, kolacja u waz.

Kobieta kiwnęła głową. Rodzina Likwoodów wyszła z domu. Zostaliśmy tylko w czwórkę.

-No dobra, kiedy zamierzaliście np. poinformować o...

-W zasadzie tylko ciebie. - Luce przerwał żonie.

-Wiedziałeś?!- Mężczyzna z kiwną głową. - Po prostu świetnie! - Jocklin wzniosła ręce w górę i 
je opuściła.

- Mamo mogę, o to samo cię spyta. - Pytająco spojrzała na córkę. - Mówię o twojej ciąży.

- Skąd ty to... Luce?

- Nic mi nie powiedział. Wystarczy spojrzeć. Wyraźnie widać.

- Poważnie, bo ja bym tego nie powiedział. - Jace przekręcił głowę i zaczął uważnie wpatrywać się w przyszłą teściową.

Pokręciłam głową, przewróciłam oczami i lekko trzepnęłam go w tors.

- No co? Ja bym nie zauważył.- Odezwał się teatralnie.

- Typowy facet.- Burknęłam pod nosem i opadłam na kanapę.

                                                                           

***



Anabef / Iga



Gdzie ci idioci są przez cały dzień?

W całym domu jestem tylko ja. Przeszukałam dokumenty, ale nic w nich przydatnego nie znalazłam.

Wyciągnęłam się na kanapie w salonie.

Spotkanie mam wieczorem. Ciekaw co teraz robi Jace. Dobra ogarnij się dziewczyno! Nakazałam sobie. Zamknęłam oczy i mocno się koncentrowałam.

Jak wam idzie?

Wszystko prawie gotowe o pani. - Uśmiechnęłam się.

Fantastycznie a co z więźniem?

Nie żyje jak pozostali. Całą krew wydobyliśmy z ciała. Została umieszczona w kuli.

Jeszcze lepiej. Brakuje jeszcze tylko krwi jednego Łowcy. - Po dłuższej chwili namysłu dodałam.- Wiem kogo. Zajmę się osobiście następną ofiarą. - Pomyślałam o Clary.

Pani ciało zostanie...

Nie tym razem. Spalcie. - Rozkazałam. - Nabierają podejrzeń...

- Anabef tu jesteś – Ta czarnowłosa kretynka przerwała mi rozmowę. - Szkoda, że cię z nami nie było. Nie chciałam cię budzić.

- Och. Nic się nie stało. Może następnym razem. - Zaczęłam najmilej i najsłodziej jak tylko potrafiłam. - Ale przynajmniej udało mi się przespać. Wiesz, usnęłam nad ranem.

- Skarbie -Kobieta mnie przytuliła. - Następnym razem przyjdź do mnie. Zrobię ci napój nasenny. - Kiwnęłam głową.

Rozmawiałyśmy jeszcze przez kilka minut i wyszła.

Matko ile, można jej słuchać? Ta kobieta może wykończyć, praktycznie niczym. Za jakiś czas pewnie odkryją, kim jestem lub się ujawnię i przyrzekam, że odetnę jej ten jęzor.

                                                                                                  
***


Jak ja nienawidzę takich sytuacji!

Wszyscy siedzimy przy stole i jemy kolację, przez którą musiałam odwołać spotkanie. Nie żałuję tej decyzji. Jace bez przerwy się na mnie patrzy! Obym się nie zaczerwieniła. Po chwili zaczynamy ze sobą filtrować, a ta idiotka Clary niczego nie zauważa. Szkoda mi jej.

Po pół godziny przenieśliśmy się do salonu. Isabell i Clary gdzieś zniknęły. Pewnie są w pokoju tej...

- Anabef przejdziesz się ze mną? - Zapytał mnie Jace, wyrywając z zamyśleń. Jak mogę być na niego zła. Jest taki...- To jak?- Znów ni przerwał.

- Jasne.

Uśmiechnęłam się do blondyna i wstałam. Wyszliśmy na korytarz. Po chwili ciszy chłopak ją przerywa.

- To jak ci miną dzień?

- W sumie to nawet nieźle.

- Szkoda, że dziś nie wpadłaś z pozostałymi. - Wydaje się zawiedziony.

Doszliśmy do schodów, na których przysiedliśmy. Chwycił moją dłoń i zaczął się bawić jej palcami. Moje serce przyspieszyło pod wpływem jego jednego dotyku. Pewnie to wyczuł, bo bardziej się u uśmiechną. Nachylił się i mnie pocałował! Nie wierzę w to, co się dzieje! Pocałunek był delikatny, a zarazem zachłanny. Otworzyłam oczy, które wcześniej zamknęłam, nie przerywając tej cudownej chwili. Zobaczyłam rudą, wyglądająca jakby miała się zaraz rozpłakać. Postanowiłam to wykorzystać i dać jej prawdziwy powód do płaczu. Nadal całując się, wstaliśmy w opięciach. Bardziej zaangażowałam się w ten pocałunek.

Czuję jak coś przeszywa mój brzuch. Otwieram ponownie oczy, widzę miecz umieszczony w moim ciele i rękę chłopaka trzymającą jego rękojeść. Dlaczego czuję ból? Wcześniej tak nie było.

Upadłam na podłogę w momencie, gdy złotooki wyciągną to żelastwo i zemnie. Skulam się i czuje łzy spływające po moich policzkach.

- Dlaczego? Dlaczego tak boli?

- Czyli ,,Wspaniały” wykonał swoje zadanie Igo.

Rozszerzyłam oczy. Ten miecz kompletnie mnie osłabił.

- Pożałujecie tego. Jeszcze wrócę! - Wypowiedziałam te słowa resztkami sił. Zaczęłam się przenosić, ale poczułam jak ktoś, wbija mi ponownie ostrze, ale tym razem w serze. Przeniosłam się i zatonęłam w ciemności.



Zaskoczyłam was co?  Jak wam się podoba rozdział?

Ps. do następnego rozdziału potrzebuję imienia dla Cichego brata. Jeżeli macie jakieś pomysły to piszcie. Nie liczy się Brat Zachariasz.  Z góry dziękuję.   :lol:    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj o komentarzu Nephelim.