Clary
- Cholera!!!
Budzi mnie krzyk. Gwałtownie otwieram oczy, ubieram szlafrok, leżący na oparciu fotela stojącego przy ścianie i wybiegam z pokoju. Rozglądam się uważnie. Nikogo nie widzę. Schodzę na dół, też pusto. Nadal słyszę dźwięki, uświadamiam sobie, że to z sali treningowej, umieszczonej w piwnicy. Wchodzę do sierodka i z chodzę spiralnymi schodami w dół.
Opieram się o ścianę przy schodach. Jace rzuca sztyletami w tarczę. Raz pudłuje, kolejny i jeszcze jeden. Za każdym razem krzyczy lub przeklina. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widziałam, u niego. Nie morze trafić w tarcze.
Zaczynam się martwić. Podchodzę do niego i chwytam jego dłoń gotową do rzutu. Spoglądam na jego twarz, jest cała spocona i czerwona.
-Co się dzieje? - Pytam zmartwiona.
- Nic. - Szepcze zdenerwowany. Kręcę tylko głową. - Nie chciałem cię obudzić. Myślałem, że na górze nie słychać, dźwięków wydobywających się stąd. - Jego głos zrobił się czuły. Uśmiecham się lekko, wyciągam sztylet z jego ręki i dotykam jego twarzy.
- Bo na ogół nie słychać. Poważnie te krzyki obudziłyby zmarłego. - Mój głos wydaje się delikatny. A na twarzy Łowcy pojawia się lekki uśmieszek. - Głodny?
Blondyn wyszczerzył swoje zęby, tak że mogłam dostrzec jego krzywy kieł.
- Nawet nie masz pojęcia jak bardzo.
***
Gdzie on to mieści? Mój mąż właśnie pochłania szósty naleśnik z serem. Przekonałam się, że jego żołądek to jakaś czarna dziura, pochłaniająca wszystko.
Blondyn wstaje i zanosi talerz do zlewu. Oddycham z ulgą, nie będę musiała dorabiać ich więcej.
- Jak chcesz, mogę zjeść jeszcze z kilka. Naprawdę dobre ci wychodzą. - Całuje mnie delikatnie.
- Dzięki. Następnym razem zrobimy je wspólnie. Przydasz się na coś.
- Kurcze miałem nadzieje, że moja genialna fryzura wystarczy. - Zaczął teatralne. - Ale cóż. - Spuścił głowę.
Uśmiechnęłam się.
- Jesteś czasem taki...
- Boski, powalająco przystojny, genialny, atrakcyjny, a morze niezłym ciachem?
Przewróciłam oczami i zaczęłam kierować się do sypialni.
- Mam to sam posprzątać?!!
- Tak!
- Żartujesz sobie!
- Ja nie jadłam!
Usłyszałam jego głośne westchnięcie i weszłam do sypialni.
***
Jace
- Żartujesz sobie!
- Ja nie jadłam.
Specjalnie głośno westchnąłem.
Jeszcze się zemszczę. Zrobiłem porządek, w kuchni, bo innego wyboru nie miałem. Weszłem do sypialni. Moja rudowłosa piękność właśnie bierze prysznic, więc mogłem wykorzystać tę okazję, wyciągnąłem jej szkicownik z szuflady i postanowiłem go schować w salonie. Po drodze przejrzałem kilka kartek. Narysowała mnie, krajobraz Idris, Jockline, ptaka latającego z motylami.
Szkicownik wsadziłem za poduszki leżące na kanapie i wróciłem do pokoju. Dziewczyna jeszcze się kąpała, więc postanowiłem dołączyć, bo coś czuje, że bym długo czekał na swoją kolej. Weszłem po cichu do łazienki, zobaczyłem jak Clary owija się ręcznikiem i wychodzi z kabiny. A niech to szlak.
- W porządku?- Musiała zobaczyć moją zawiedzioną minę. Pokiwałem głową i się rozebrałem, aby się wykąpać.
- Tak. - Zrobiłem lekki uśmieszek i zniknąłem za drzwiami kabiny.
***
Isabell
Po wczorajszym weselu mam takiego kaca, że głowa mała. Narysowałam sobie kilka Iratze ( run leczniczych), aby poprawić swój stan, ale i tak niewiele to dało. Postanowiłam zejść na śniadanie. W kuchni byli wszyscy nawet Magnus.
- Hej śpiąca królewno. - Odezwał się Magnus. Tylko jęknęłam. Alec to zauważył.
- Spoko ja też mam kaca.
- A ja nie! - Odezwał się radonie czarownik.
- Jakim cudem?
- No wiecie...
- Dałam wczoraj mu specjalny napar. Też chcecie? - Zaproponowała mama. Z bratem równocześnie kiwnęliśmy głowami.
- Tak też można to ująć. - Strzelił focha się kocio-oki. Przewróciłam oczami. - Jestem ciekaw jak tam nasze gołąbeczki.
- Pewnie śpią. - Dał nam do zrozumienia tata.
- Ja bym nie był taki pewny. Zakładam, że właśnie pracują nad powiększeniem rodziny lub próbują się pozabijać. - Magnus się uśmiechną. - Stawiałbym na to drugie.
- Niby dlaczego?- Zaciekawiłam się.
- No wiesz pewnie Jace dał już w kość Clary, a ta, żeby nie cierpieć reszty życia z tym ciachem, próbuje go skrócić o głowę.
Alek prychną i wyszedł, Magnus poszedł za nim, w kuchni zostałam sama z rodzicami. Mama podała mi napar, po którego wypiciu poczułam się o wiele lepiej.
***
Clary
Od ponad godziny próbuje znaleźć mój szkicownik. Jace chodzi za mną i się śmieje.
Po kilku minutach odpuścił sobie i opadł na kanapę.
Odwraca się w jego stronę i widzę, jak przekłada kartki w moim szkicowniku. Podchodzę do niego na paluszkach i chwytam zeszyt. Chłopak zdążył złapać mój nadgarstek i przeciągną mnie na swoje kolana. Obią mnie w pasie oraz mocno przytulił.
- Gdzie go znalazłeś?
- A co teraz jestem twoim bohaterem? - Spojrzałam na niego poirytowana. - Tam gdzie go schowałem o tutaj. Wziął poduszkę i mnie nią lekko trzepną.
Wstałam i obeszłam kanapę z tą poduszką w ręku. Będąc przy schodach, rzuciłam nią w blondyna.
- Ej!! - Odwrócił się w moją stronę. Uśmiechnęłam się jak anioł.
Zdołałam dostrzec zegarek wiszące na ścianie przy schodach. Ten dzień szybko zleciał 19:48.
Postanowiłam schować zeszyt w garderobie na dnie szuflady z szalikami, czapkami, chustami, apaszkami i paskami. Tam go nie powinien znaleźć.
***
Nagle nad ranem zemdliło mnie. Wyrywam się z obcięć blondyna i biegnę do łazienki. Zaczynam wymiotować.
- Clary? Co się dzieje?- Słyszę zatroskany głos Jace'a
Ta da!!!! Mam nadzieje że się spodoba. Zachęcam do komentowania!!! Mam nadzieje że to będzie masz mała tradycja, i do każdego rozdziału będę dodawać obrazek którego niema w folderze Obrazki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj o komentarzu Nephelim.