Isabell
Kiedy weszłam do kuchni, zobaczyłam jak wszyscy stoją dookoła Marysie. Anabef pewnie jeszcze śpi. Co za ulga.
-Co się stało?
-Dostałam w nocy wiadomość od Jace'a.- Podała mi kartkę. - Spójrz.
Przeczytałam wiadomość kilkakrotnie, aby ją dobrze zrozumieć. Jest trochę dziwna i niezbyt zrozumiana. Przynajmniej dla mnie.
- Wiecie, o co morze chodzić?
Nagle Alec złapał się za runę prabati i opadł an krzesło.
***
Clary
Obudziły mnie poranne promienie słońca padające przez okno. Zapewne Jace odsłonił zasłony, gdy wstał.
Siadam i z powrotem opadam na poduszki. Mam wrażenie jakbym, oberwała czymś w głowę. Leżę jeszcze przez kilka minut wpatrując się w okno.
-Nie mogę tak spędzić całego dnia. - Mówię do siebie.
Decyduję się wstać mimo bólu. Wyciągam z garderoby czarne spodnie, granatową bokserkę, dżinsową koszule i do tego para tenisówek.
Biorę szybki prysznic, ubieram się i schodzę na dół.
-Hej co robisz? - Dopytuje się.
- Śniadanie. Jesteś głodna? - Kręcę tylko głową. Na jego twarzy można odczuć ulgę. Co się stało?
- No cóż, więcej dla mnie. - Nałożył jajecznice na talerz, który po chwili odstawił na stół i podszedł do mnie.
- Jak się czujesz?- Pocałował mnie w policzek a zaraz po tym, wrócił do posiłku.
- Jag bym oberwała czymś w głowę.
Wydaje się czymś zaniepokojony.
- Jace co się stało?
- Nic nie pamiętasz?
- Co mam pamiętać? Nie rozumiem.
- Wielka szkoda, bo było tak cudownie. - Zrobił minę urażonego dziecka.- Ater...
- Jace!- Przerwałam mu wypowiedź.
Usiadłam obok niego. Widząc to, przestał jeść.
- A więc w nocy...- Opowiedział całą nieprawdopodobną historię, z której wydarzeńa miały miejsce minionej nocy. - To mniej więcej cała historia.
Zatkało mnie kompletnie. Do głowy napływały mi przeróżne pytania.
- Dlaczego niczego nie pamiętam?
- Nie wiem, ale wydaje mi się, że...- Blondynowi przeszkodziło pukanie do drzwi.
- Otworze. - Zadeklarował się.
Wstał, pocałował moje włosy i zniknął w korytarzu.
***
Alec
Siedziałem tak przez kilka minut. Czułem, że chodzi o coś poważnego i związanego z Clary.
- Powinniśmy zawiadomić Jocklin.- Wszyscy spojrzeli na mnie pytająco.- Wiem, że to głupie, ale czuje, że tu chodzi między innymi o Clary.
- Dobrze zrobię to.- Mama od razu wyszła.
Isabel usiadła obok mnie i ścisnęła moją dłoń.
- Głodni? - Odezwał się tata. Oboje pokręciliśmy głowami.- Ja też nie.
Usiadł przy nas i zaczął wpatrywać się w ścianę za swoją córką.
- Jak wczorajsze posiedzenie?- Dopytuje się dziewczyna.
- Oczywiści ogromna kłótnia na temat zabójstw. Znaleziono nowe ciała, ale nie wiadomo, czyje są tak zmasakrowane, że ciężko je zidentyfikować. No i stara gadka o Jace i Jonatanie oraz o niebiańskim ogniu.
Oparłem głowę na dłoniach i tak siedziałem. Drzwi do kuchni otworzyły się, a w nich stanęła Marysie.
- Zawiadomiłam Jocklin. Spodkami się na miejscu.
Wyszliśmy z kuchni, ubraliśmy się i ruszyliśmy do rezydencji Herandalów.
Oczywiście tak jak prosił mój prabat bez Anabef.
***
Jocklin
Nadal nie mogę w to uwierzyć. Znowu jestem w ciąży. Luce jest tak szczęśliwy i troskliwy jak nigdy.
- Jocklin kochanie wszystko w porządku?
- Tak. W jak najlepszym. Nie musisz się tak martwić.
- Wiesz, że będę.
- Uśmiechnęłam się lekko i wróciłam do posiłku.
***
Siedząc przy kominku, zauważyłam lekkie światło, z którego wypadła ognista wiadomość. Podniosłam kartkę z podłogi.
Jocklin spotkajmy się w posiadłości Herandelów.
To bardzo ważne.
Przyjdź jak najszybciej.
Marysie.
Od razu zerwałam się z fotela i ruszyłam na miejsce spotkania.
***
Jace
Drzwi otworzyłem gwałtownym ruchem. Za nimi zobaczyłem moją rodzinę i rodziców Clary. Zaprosiłem wszystkich do salonu.
- Jace kt...- Przerwała Clary, kiedy ujrzała naszych gości.
Od razu podbiegła do Jocklin i mocno się przytuliła. Co się dziwić, kiedy nie widzisz matki ponad pół roku. Uśmiech zamieszkuje na mojej twarzy, widząc ten obrazek.
- Możecie nam wyjaśnić, o co tu chodzi?- Marysie zaczęła się dopytywać.
- Morze usiądźmy. - Zaproponowałem.
Jocklin, Luce, ja i Clary usiedliśmy na dużej kanapie, moje rodzeństwo wybrało parapety, a Marysie wraz z mężem rozsiedli się w fotelach. Obiołem Clary ramieniem, nie wiem, czy żeby się uspokoić, czy ją. Dziewczyna splotła nasze palce. Wzrok Jocklin spadł na pierścionek zaręczynowy na palcu córki. Wytrzeszczyła oczy, ale nic nie powiedziała.
- Okej nawet nie wiem, od czego mam zacząć. - Przełknąłem.
- Najlepiej od początku.- Zaproponował wilkołak.
- Dobrze... - Opowiedziałem im całą historię. Wszyscy zamilkli. Było tak cicho, że słuchać muchę latającą w innym pomieszczeniu.
- I co teraz mamy zrobić? - Izz wydaje się zmartwiona.
- Zawiadomię o tym Clave. Muszą o tym wiedzieć. - Oznajmił Robert i wyszedł z domu.
- Moim zdaniem powinniśmy ją zabić!- Wstałem, wykrzykując pewien siebie.
- Jace...- Spojrzałem na ukochaną. Jej głos wydawał się zduszony.
- Jace nie wiem co się...-Zemdlała.
Szybko podbiegłem do dziewczyny i ukląkłem przy niej.
- Clary otwórz oczy, proszę.- szepnąłem.
Przez następne pół godziny tak szeptałem, siedzą przy niej. Potem Jocklin przykucnęła przy córce, a ja zacząłem chodzić po pokoju w tą i z powrotem.
- Uspokój się. - Nie reaguję- Jace słyszysz?- Kobieta nadal próbuje.
- Do jasnej cholery uspokój się, bo przez ciebie zaczynam się denerwować. - Skarciła mnie siostra. Usiadłem przy narzeczonej.
Taka mała niespodzianka. Ten rozdział dedykuje wszystkim czytelnikom. Mam nadzieje że się spodoba. Zachęcam gorąco do komentowania. ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Pamiętaj o komentarzu Nephelim.