Moje opowiadania są kontynuacją przygód bohaterów książek z cyklu ,,Dary anioła”. Opowiadanie zaczyna się jakiś rok po ostatecznej śmierci brata Clare, Sebastiana. Będą nowi bohaterowie jak i wrogowie. Czy może Valentine miał ucznia o którym nikt nie wiedział? Czy tajemnicze zabójstwa Nefelim się wyjaśnią? Czy miłość wystarczy do przeżyci?

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 15 - Część 2 „Przyszli, odebrali, wrócili i oddali”


Clary


Może Jace ma rację nie powinnam tak się na niego wkurzać, ale z drugiej strony on też ma swoje za uszami. Staje na małym wzgórzu i wpatruję się w krajobraz stojący przed moimi oczami. Cudowne lasy i piękne łąki, duże jezioro no i oczywiście Alicantrie. Z każdym z tych miejsc mam przeróżne wspomnienia dobre lecz i zarówno te złe. Kiedyś obiecałam sobie że tu nigdy nie wrócę, ale czego się nie robi dla osób, które się naprawdę kocha. Mój wzrok przykuwają ruiny niegdyś pięknej posiadłości Morgensternów. Przed moimi oczami pojawia się obraz wspomnień z tamtego miejsca, kiedy poraz pierwszy tam byłam, kiedy myślałam że miłość mojego życia jest moim bratem, moment goszkiego pocałunku z ciemnowłosym chłopcem który okazał się być Sebastianem / Jonatanem. W moich ustach poczułam goszki smak, taki sam jak wtedy. Po moim policzku spłyneła jedna łza, w momencie gdy dotarła do moich ust, rozpoznałam jej słony smak. Mój słuch przykuwa szelest kroków, stawianych za mną. Nie muszę się odwracać aby wiedzieć do kogo one należą. Obejmuje mnie czule, a swoje palce zaplata na moim brzuchu. Opieram głowę o jego ramie. Pachnie mydłem, potem i chyba jak słońce.

- Przepraszam. - Szepcze do mojego ucha. Wtula swoją twarz w moją szyję. Czuję jak nasze serca przyspieszają, pod wpływam dotyku. Po chwili biją w spólnym rytmem. Składa powolny pocałunek na niej.

- Nie masz za co mnie przepraszać. Raczej ja powinnam to zrobić. - Chłopak spogląda na mnie pytająco ale zarówno się uśmiecha. Wracam wzrokiem przed siebie. Słońce powoli zachodzi. Jego ciepłe kolory: czerwieni, pomarańczy i żółci wywołują wemnię chęć narysowania tego krajobrazu. - Bezpodstawnie się na ciebie zdenerwowałam...

-Sprzeciw. - Przerywa, tym swoim anielskim głosem. - To ja cię zrzuciłem z dwudziestu, piętnastu metrów. Masz prawo być na mnie zła. Mogłem inaczej to zrobić lub w ogóle. - Uśmiechnęłam się lekko. Lubie być z nim w ten sposób. Mieć wrażenie że tylko my oboje jesteśmy na tym świecie. Żadnych problemów, wojen, wrogów, osób gotowych do zabicia nas. Cóż ale to tylko szczenięce marzenia, zawsze znajdzie się coś lub ktoś. - Wracajmy. Za niedługo powinni być Cisi Bracia, bry oddać mi syna. - Spojrzałam na niego udawanym jadowitym spojrzeniem. - No co?

- Wiesz jest również moim dzieckiem jag i twoim.

- Wątpię. Bardziej przypomina mnie niż ciebie. - Powiedział z udawaną arogancką postawą. Odwruciłam się do niego i wyplątałam z obięć. Poklepałam go lekko po policzku.

- To w takim razie mój bohaterze następnym razem postarajmy się to tak zrobić, abyś to ty nosił w sobie nasze dziecko. Co ty na to? - Spojrzał na mnie niepewnie ale i jednocześnie wydaje się być zaintrygowany.

- A niby jak chcesz tego dokonać. - Uśmiechną się jak anioł ale zarazem chytrze. - Bo wesz, ja bardzo chętnie.

- Pomyślimy o stworzeniu nowej runy. - Blondynowi mina zrzędła jak usłyszał o nowej runie. - Nie martw się to jest cudowne doświadczenie.

- Domyślam się.

Jace chwycił moją dłoń, jag by była z porcelany. Poczułam ciepło przerzedzające moje ciało. Zadrżałam pod wpływem tego cudownego uczucia.

- Zimno ci? - Zapytał czule.

- Nie. - Pocałowałam go w policzek i ruszyliśmy w stronę domu.

Idziemy w obięciach a cisza jest raczej wspaniała niż niezręczna. Ogarnia mnie te samo uczucie co gdy dowiedziałam się prawdy o nas i naszym pochodzeniu. Ogarnia mnie nie niesamowite radość a serce bije mi jak oszalałe. Czuje niedosyt którego nie da się zaspokoić. Bo wiem że będę go pragnąć cale życie.


                                                          
***




Zastaliśmy Mirabell, bawiącą się na dworze. Wydaje się być motylem lecącym ku niebu. Tak lekko stąpa i wysoko skacze. Przez chwilę stajemy i się jej przyglądamy. Już nie wyobrażam sobie życia bez tego szkraba. Krótki czas miną od jej adopcji lecz pokochałam ją tak bardzo.

Po kilku minutach wspólnej zabawy w trojkę weszliśmy do domu. Usadowiliśmy się na kanapie. Siedzę przy Jace który mnie obejmuje. Dziewczynka położyła się na naszych kolanach. Jest taka delikatna i urocza. Mój mąż Po kilku minutach wziął dziewczynkę na ręce i zaniósł do sypialni. Poszłam z nim. Przykryłam delikatnie brunetkę po czym uboje ją ucałowaliśmy, ja w policzek a Jace w czółko. Ruszyliśmy w stronę drzwi w których chwilkę staliśmy. Chłopak mnie czule obioł i patrzeliśmy jak jeden z naszych aniołków smacznie śpi.

Po kilku minutach, pukanie do drzwi. Odrazu wiedzieliśmy kto to.

Cichy Brat, oddał nam szybko dziecko a zaraz potem rozpłyną się w powietrzu. Zdziwiło mnie zero zamieniania zdań. Ogarnęło mnie wrażenie że coś się szykuje.

- Clary czasem tak bywa. Pewnie Will go wykończył. Podobno przy Izz też tak było. Miał jej dość i szybko, się jej pozbył. - Uśmiechnęłam się słabo, również tak się poczułam. Chłopak to zauważył. - Usiądź a ja Willa zaniosę na górę. Nie chcę słyszeć sprzeciwu.

Zgodnie z jego prośbą usiadłam wygodnie w fotelu. Chłopak znikną w na schodach. Po chwili był z powrotem i przyniósł mi szklankę wody. Opróżniłam ją naraz.

- Lepiej się czujesz?

- Owszem. - Uśmiechnęłam się do niego.

- Widzę że jednak coś się dzieje.

- Chodzi o to... o to że czuję że coś się wydarzy. Po prostu czuję to w kościach. - Czuję jego przeszywające spojrzenie.

Kilka minut jeszcze rozmawialiśmy. Blondyn zaczą mnie przekonywać że wszystko będzie dobrze i że nic się nie wydarzy. Uwierzyłam i sama siebie o tym przekonałam.

Wstałam i postanowiłam zajrzeć do mojego małego aniołeczka.

Otworzyłam powoli drzwi, podeszłam do łóżeczka. Niema go!!! Pobiegłam do sypialni, też pusto sprawdziłam kilka pomieszczeń. Nigdzie go nie ma. Jak kamie w wodę. Wróciłam do jego pokoju i sprawdziłam go. Łóżeczko przetrzepałam kilka razy z nadzieją. Nic!!!

- Jace!!!- Wrzasnęłam z łzami w oczach. Osunęłam się na podłogę przy łóżeczku. - Jace!!!!! - Jeszcze głośniej. Łzy zaczęły spływać po mojej twarzy. - Niema go!!!

- Clary. - Wpadł jak burza. Poczułam jego spojrzenie. Żucił się do łóżeczka a następnie okno które okazało się być otwarte. Nie zaówarzyłam tego wcześniej.



Mam nadzieje że się spodoba. Przepraszam że wcześniej nic nie dodałam. Przepraszam za błędy i zachęcam do komentowania. Zapraszam na nowego bloga tym razem sama go prowadzę i jest o Darach anioła.

http://the-mortal-instruments-another-story.blogspot.com/

                                        16

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj o komentarzu Nephelim.