Moje opowiadania są kontynuacją przygód bohaterów książek z cyklu ,,Dary anioła”. Opowiadanie zaczyna się jakiś rok po ostatecznej śmierci brata Clare, Sebastiana. Będą nowi bohaterowie jak i wrogowie. Czy może Valentine miał ucznia o którym nikt nie wiedział? Czy tajemnicze zabójstwa Nefelim się wyjaśnią? Czy miłość wystarczy do przeżyci?

sobota, 24 stycznia 2015

Rozdział 15 „Przyszli, odebrali, wrócili i oddali”



Jace



Rano jak zwykle wstaje pierwszy. Skoro Clary i dzieci śpią, mogę ten czas wykorzystać na krótki trening. Biorę szybki prysznic, myje zęby, oczywiście układam zabójczo idealną fryzurę i ubieram się w Strój Bojowy.
Ćwiczenia zaczynam od rzutów sztyletami do celu, następnie trochę wspinaczki i skakania z belki, oczywiście mam przypiętą linę, ćwicząc dzięki temu wykopy z pół obrotu. Jak zawsze genialnie mi idzie. Krótka przerwa i znowu wszystko od nowa. Zaczynam salta. W momencie wykonywania ćwiczenia usłyszałem, jak ktoś schodzi po schodach. Straciłem koncentracje i upadam na plecy.

- Myślałam, że to się nie zdarza. - Odezwała się delikatnym głosem. Podniosłem wzrok i zobaczyłem Clary śmiejącą się pod nosem, podającą mi rękę. Ująłem ją i wstałem.

- Śmieszy się to?- Powiedziałem z lekkim uśmieszkiem. Dziewczyna zaczęła uciekać. Pewnie wie, co kombinuję. Dogoniłem ją i przerzuciłem przez ramie. Zaczęła się szarpać, nie zwracając na to uwagi, wspiąłem się po drabince i stanąłem na belce.

- Jace!!! Puść mnie!!! - Zacząłem najdelikatniej, jak można przyczepiać do jej spodni linki. Tak, aby nie poczuła.

- Jak sobie życzysz. - Puściłem rudowłosą. W drodze na dół krzyczała. Po jakim czasie i kilku podskokach spojrzała na mnie z dołu jadowitym wzrokiem.

- Jace! Już nie żyjesz!!! - Nie dobrze. Mam kłopoty.

Wybiegłem z pomieszczenia i postanowiłem skryć się w pokoju syna. Wiem, że na pewno tam zachowa spokój. Teraz zrozumiałem naszą rozmowę sprzed kilku dni.

- Wiem jedno, ten maluch będzie podobny do ciebie. - Mój uśmiech się poszerzył.

- Po czym to rozpoznałaś? - Chcę wiedzieć. Chodziarz to jest jasne, że będzie podobny do mnie. No bo kto by nie chciał. Wiele osób biło się o tę posadę, a tylko ja ją dostałem.
Morze po tym, że obaj potraficie dać mi w kość.


***


Clary



Uwolniłam się z linek i zgrabnie wylądowałam na podłodze. Jestem wściekła na Jece'go. Jak mógł coś takiego zrobić. Zemszczę się przy okazji.
Jestem pewna, że blondyn jest w pokoiku Willa, więc niech tam trochę posiedzi. Przez ten czas zrobię śniadanie, a syna nakarmię, gdy się obudzi.

Weszłam do kuchni i zaczęłam przygotowywać jajecznice. Po chwili była już gotowa. Nalałam sok do szklanek i posiłek przełożyłam na talerze, które postawiłam na blacie stolika.

Ogarnęłam wszystko dookoła i skierowałam się do pokoju Mirabel. Dziewczynka jeszcze śpi. Usiadłam obok niej na łóżku i zaczęłam delikatnie budzić.

- Aniołku, pora wstawać. - Przewróciła się na drugi bok i teraz leży skierowana plecami do mnie. - Śniadanie na stole czeka.

- Jeszcze pięć minut. - Uśmiechnęłam się pod nosem.- Czyli trzeba zastosować inne sierotki.- Zbliżyłam się do niej trochę bardziej i zaczęłam gilgotać. Brunetka piszczała i śmiała się na przemian.

- Mamo! Proszę już!, przestań, dobrze już wstaje! - Uspokoiłyśmy się.

Mirabel szybko się ubrała i zeszłyśmy na dół do kuchni. Jace już siedział przy stole i był w trakcie posiłku. Podeszłam do chłopaka po cichu i przytuliłam się do niego od tyłu.

- Smakuje?

- Tak bardzo. - Powiedział z ogromnym uśmiechem niewiniątka.
Nasza córka zaczęła po cichu chichotać.


***


Po południu rozległo się pukanie do drzwi. Blondyn otworzył. Gdy wszedł do salonu z naszym, gościem zamarłam, ale jednocześnie odczułam ulgę.

~ Witaj Clarisso, córko Valentine. – Usłyszałam w głowie Brata Judasza. Mężczyzna wydaje się lekko podobny do brata Zachariasza. Ma na sobie ciemną szatę z kapturem naciągniętym na głowę. Wydane się jag by coś go ciągnęło, nie widać kroków wykonywanych przez niego. - Przybyłem po malca.

- Tak jak pisaliśmy w ognistej wiadomości, rytuał będzie trwał do momentu, gdy gwiazda nie będzie widoczna, na niebie Idris a zajdzie za Alicante. - Tym razem to była Żelazna siostra, wydaje mi się, że ma na imię Carine. Jej miedziane włosy opadają zwiewnie na ramiona, a długa szata dodaj tajemniczości. Głos na przekór wszystkiemu jest tak delikatny, a zarazem melodyjny. - Prosimy o przygotowanie małego Nephelim.

Zgodnie z jej życzeniem ruszyłam do pokoju Willa. Przygotowałam synka na wizytę w Cichym Mieście i zeszliśmy na dół. Stanęłam obok Jace'a. Pożegnał się z synkiem, podobnie do mnie i Mirabel.
Nasi goście wraz z blondynkiem wyszli z domu w stronę swojego celu.

- Co powiedzą moje panie na szybki trening. - Spojrzałam na niego poirytowana. - Czy to oznacza nie?

Wzięłam głęboki oddech, mając nadzieje, że pomoże. Na myśl o porannym zdarzeniu mam go ochotę rozszarpać.

- Czy ty mówisz poważnie? -Zaczęłam spokojnie, ale po chwili wybuchłam. - Jeszcze ci mało...?!

- Wiem... że przesadziłem... ale...- Zaczął się jąkać z twarzą białą jak kartka papieru. - To nie powód, aby się na mnie złościć...

Spojrzałam na niego jeszcze bardziej, wkurzona niż byłam przed sekundą. Po mojej głowie lata po tysiące myśli na sekundę. Czuje się jak lew gotowy do ataku. Mam ochotę na niego skoczyć i rozszarpać w drobny mak. Zauważyłam, że coś do mnie mówił przez cały ten czas. Pokręciłam głową i szybko wyszłam z domu.

Zaczęłam chodzić po ogrodzie, myśląc nad tym wszystkim... 



Wiem że rozdział krótki ale mam nadzieje że się spodoba. Zachęcam do komentowania.  Na moim drugim blogu jest już dostępny nowy rozdział,  zachęcam do przeczytania.   LINK  :-P

                                  13

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Pamiętaj o komentarzu Nephelim.