Clary
Do zobaczenia Idris.
Przyłożyłam stele do ściany i zaczęłam tworzyć runę. Na początku zaczęły się pokazywać czarne jak smoła linie, które zaczynają się wić. Po kilku sekundach runa jest gotowa i pokazał się portal. Wchodzę do niego. Ogarnia mnie ciemność, ale idę dalej, myślę o Nowojorskim Instytucie.
Zwinnym ruchem ląduje w bibliotece Instytutu. Od tyłu ktoś mnie łapie w biodrach i mocno o siebie przyciąga. Od razu wiem, kto to jest. Przytula mnie jeszcze mocniej i wtula się w moją szyje.
- Nawet nie masz pojęcia, jak za tobą tęskniłem.
Całuje moją szyje, a ja odwracam się do niego przodem. Jest ubrany cały na czarno, w strój bojowy. Dostrzegam też kilka noży i sztyletów oraz serfickich ostrzy. Zakładam, że niedawno wrócił z polowania. Włosy ma całe rozczochrane co bardziej mnie w tym przekonuje. Kładę ręce na jego klatkę piersiową, a on swoje dłonie mocniej zaciska na moich biodrach. Jego oczy nagle ciemnieją i przybierają barwę ciemnego złota.
- Ja też za tobą tęskniłam, nawet nie masz pojęcia jak bardzo. - Dotykam jego twarzy dłonią – Strasznie mi ciebie brakowało.
Spoglądam mu w oczy i widzę tęsknotę, miłość i pożądanie. Nagle czuję, że muszę go pocałować, kogo ja oszukuję, chcę tego. Myślę, że on też, bo nagle jego usta spoczywają na moich. Odrazy zarzucam ręce na jego szyję, on jednej ręki palce wplątuje w moje włosy, druga spoczywa na moich plecach. Pocałunek staje się coraz bardziej intensywny i namiętny. Rozchyla moje usta swoim językiem. Oboje zadrżeliśmy, kiedy nasze oddechy cię wymieniły.
- Echem- Nagle słyszę kobiecy głos.
Niechętnie odsuwam się od Jace'a. W naszym kierunku idzie Isabelle. Jak zawsze wygląda perfekcyjnie. Ma na sobie czerwoną sukienkę do kostek a kruczoczarne włosy związała w niedbały koczek.
- Clary nie masz pojęcia, jak się cieszę, że wróciłaś. - Powiedziała to z radością, którą słychać w jej głosie i widać w oczach. Podeszła jeszcze bliżej i mnie przytuliła. - Jace normalnie świrował. - Zerknęłam na ukochanego, a potem rzuciłam spojrzenie na przyjaciółkę. - Poważnie powinnaś to zobaczyć. Jego od środka zżerała tęsknota a ja z Alecem mieliśmy niezły kabaret. - Od razu się roześmiał.
-Chyba to aż tak źle, nie było?
- Co ty było znacznie gorzej. - Powiedziała to z udawaną powagą.
- Dobra, później sobie o mnie poplotkujecie. Nie to, że mam coś przeciwko. Zawsze uważam, że jestem interesującym tematem do rozmów. Poważnie. - Wypowiedział te słowa z dużą ilością arogancji a jeszcze większą sarkazmu.
- Okej później ci wszystko opowiem, a teraz chodźmy. Czekają na nas z kolacją.
Ruszyliśmy w stronę jadalni. Szłam obok Izz, a Jace za nami. Nagle poczułam, że koś łapie moją dłoń i się nie myliłam. To był mój ukochany złotowłosy Jace.
***
Kiedy wchodzimy do jadalni, Izabell zaczyna krzyczeć radośnie.
- Zobaczcie, kogo znalazłam!!!
- Wszyscy odwrócili się w nasza stronę i z radością wykrzyknęli moje imię. Zaczęli wstawać z krzeseł i podchodzić do nas.
Marysie pierwsza mnie przytuliła a po niej Robert (jej mąż).
- Dobrze, że już wróciłaś. Brakowało nam ciebie, a zwłaszcza Jace'owi. Już normalnie świrował.
- Wiem, Izabell zdążyła już mi wspomnieć o tym. Musiało być wesoło.
- A żebyś wiedziała bułeczko.- Nagle dostrzegłam Magnusa, ubranego w sprane spodnie, czarną koszule i marynarkę obszytą złotymi cekinami, która swoją drogą podkreśla jego kocie oczy. - Po prostu nie mógł usiedzieć na miejscu.
- Ale to nic, w porównaniu do wypadku z ciastem.- Odezwał się tym razem Alec. - całe ciasto, które niósł, wypadło mu z rąk, poleciało do góry i centralnie na nim wylądowało. - Alec opowiada, powstrzymując się od śmiechu. Podobnie do Jece'a ma na sobie strój bojowy, ale w porównaniu do niego jego kruczoczarne włosy są w nienaruszonym stanie.
Odwracam się do ukochanego i z uśmiechem kręcę głową.
- Znowu? - odzywam, się powstrzymując śmiech.
- No co? Obwiniaj siebie, a nie mnie.- Zaczął sarkastycznie.- To i tak poszło nam wszystkim na dobre.- Kontynuował, gdy zaczęliśmy wszyscy siadać do stołu.
Nagle dostrzegłam blond włosom dziewczynę, która nie może mieć więcej niż szesnaście lat. W jej oczach nożna dostrzec coś na wzór nienawiści skierowanej bez ukrycia do mnie. Mam nadzieję, że mi się to tylko wydaje.
- Ciasto było okropne. Dziw, że nie spaliłaś Instytutu. Ale czego więcej można się spodziewać po twoim talencie kulinarnym._- Jego cała wypowiedź była skierowana do Izabell i kompletnie nasycona czymś. Myślę, że nieograniczoną liczbą arogancji i sarkazmu.
- No ej. Teraz to kompletnie przesadziłeś.- Odezwała się lekko zbulwersowana Izz. Spojrzałam na nią i doszłyśmy do dziwnego, niemego porozumienia.
- Jace to było chamskie. Mógłbyś postarać, się być bardziej taktowny? - Spoglądam na przyjaciółkę a, ona kiwa mi głową na znak, że się ze mną zgadza. -A skoro myślisz, że to takie proste mam do ciebie, małą prośbę.
- Na jego twarzy pojawiło się zaciekawienie i informacja, iż wie, co kombinuję.
- Jaką kochanie?
Do moich uszu doszedł dźwięk stłumionego pisku. Spoglądam w jego stronę i uświadamiam sobie, że to ta blondynka. Na jej twarzy można bez problemu odczytać zazdrość.
- Postaw się na jej miejscu i sam spróbuj coś upiec.
- Ona ma rację. Dobrze ci to zrobi. - Ku mojemu zaskoczeniu odezwała się Marysie, Izz natomiast próbowała powstrzymać się od śmiechu. Pewnie wyobraził sobie gotującego Jece'a. Przyznam to morze być dość zabawny widok. Jace tylko kiwał głową.- Ale już dobrze. Clary chciałabym przedstawić ci Anabef Lovelace.- To tak ma na imię, ta blondynka. Muszę przyznać, że bardzo ładnie.- Przybyła dziś do naszego Instytutu na szkolenie na Nocnego łowcę. Chyba pamiętasz jej rodziców Jima i Jozej?
- Owszem. Miło mi cię poznać Anabef jestem Clary. Mam nadzieję, że spodoba ci się w Instytucie. - Uśmiechnęłam się do niej, najmilej jak potrafię. -Pana Lovelace spotkałam w Alicante. Nic nie wspominał o twoim szkoleniu w Nowojorskim Instytucie.- Ostatnie zdanie skierowałam do Blondynki.
- No cóż to cały mój ojciec. Jest kochany, ale czasem sądzę, że gdyby mógł, zapomniał własnej głowy. - Przemówiła po raz pierwszy cichutkim głosikiem.
Później zaczęła opowiadać, jak tu trafiła, o swoim starszym bracie i o tym, jak zginą podczas walki z mrocznymi Nocnymi Łowcami (Które stworzył mój brat Jonatan (Sebastian)). Nagle poczułam lekkie poczucie winy. Przecież to między innymi moja wina, że Lucjan starszy brat Anabef zginą. Gdyby udało się szybciej pokonać Sebastiana, to by do tego nie doszło.
Mam nadzieję, że rozdział was nie rozczarował. Zachęcam do komentowania.
Ups. Poczucie winy. Niedobrze.
OdpowiedzUsuńEj trzymaj tą nową z daleka od Jace'a, bo ja jej przywalę.
Rozdział super. Wciąż mam banana na twarzy.